Po podróży Empire Builder wiem jedno – jeśli zdecydowałem się na kolejową eskapadę dookoła USA to muszę uzbroić się w cierpliwość.
W pewnym sensie to oczywista oczywistość, pociągi przecież nie jeżdżą tutaj z prędkościami znanymi z Japonii. Problemem w tym, że Amtrak „specjalizuje się” w kilkugodzinnych opóźnieniach.
Z Chicago wyjechaliśmy o czasie ale w miarę pokonywania kolejnych mil rosło nasze opóźnienie. Powodów była kilka – m.in. zła pogoda oraz oczekiwanie na zmieniającą się obsługę składu. Po przejechaniu zaledwie 1/3 naszej trasy mieliśmy 4 godziny w plecy. Obsługa zapewniała, że zrobi wszystko aby do Seattle przyjechać z mniejszym opóźnieniem ale skończyło się na obietnicach. No cóż, nie można mieć wszystkiego…
Drugi – obok opóźnienia – minus tej podróży to brak kontroli nad sytuacją w toaletach. Pasażerowie podobnie, jak w Polsce zrobili swoje (brrr…) ale obsługa w porę nie zareagowała – pomimo sugestii ze strony części podróżnych. Efekt tego był taki, że po 3 godzinach nie można już było korzystać z toalet w wagonie, w którym jechałem. I tak było aż do celu podróży..
Z powodu opóźnienia, zamiast w dzień to w nocy, przejechaliśmy jedną z najbardziej spektakularnych tras kolejowych na świecie czyli przez teren Glacier National Park. Trudno, zostawię sobie coś na kolejny wyjazd.
Na szczęście pozytywnych wrażeń było zdecydowanie więcej. Wymienię je w podpunktach, z krótkich uzasadnieniem:
-
rzeka Mississipi (przez kilkadziesiąt minut jedziemy wzdłuż Mississipi, która miejscami bardziej przypomina jezioro niż rzekę. Widok „Mighty Mississipi” – „Potężnej Mississipi”, jak mówią o niej Amerykanie – zapiera dech w piersiach, szczególnie tuż przed zachodem słońca)
-
krajobraz w Północnej Dakocie i Montanie (preria po horyzont albo kamieniste pagórki to najlepsza charakterystyka mijanego terenu. Wypatrywałem oczywiście domku na prerii. I naliczyłem takich dziesiątki. Widoki zniszczonych chatek, pochodzących sprzed 100 lat od razu przywołuje na myśl wszystkie filmy pod hasłem „Jak zdobywano Dziki Zachód”. Nawet zabudowa mijanych po drodze miast przypomina to, co widzieliśmy w westernach)
-
Cascade Mountains (piękno stanu Waszyngton, z górami, tunelami, rzekami i kanionami; prawie 200 mil wyjątkowych wrażeń praktycznie od Spokane do Seattle)
-
Lounge Car/Observation Deck (wagon podzielony na dwa poziomy, na dolnym bar a na pięterku poziom obserwacyjny)
-
wygodna podróż w wagonie Coach (tak, jak w przypadku podróży Lake Shore Limited wygodne, rozkładane fotele, dużo miejsca na nogi, klimatyzacja, wyciszone)
-
przewodnicy na pokładzie pociągu (przedstawiciele lokalnych organizacja zajmujących się turystyką i promocją opowiadają o miejscach, które mijamy podróżując pociągiem; na odcinku pomiędzy Wilston do Shelby przewodnikiem był sympatyczny Indianin)
Teraz czeka mnie zwiedzanie z Seattle. Kolejne relacje już niebawem…